poniedziałek, 30 grudnia 2013

Święta, Święta i po Świętach, czyli trochę zdrowia i lekkości :)

Jak wiadomo na Święta jemy sporo dlatego postanowiłam, że pierwszy poświąteczny post będzie "lekki" :) Zapraszam na.........Cukiniowe Spaghetti z sosem pomidorowym, migdałowym "parmezanem" słonecznikowym sosem czosnkowym i śmietanką z nerkowców oraz Ogórkowe Tagiatelle z kokosowo-nerkowcowym sosem curry :)

Cukiniowe Spaghetti z sosem pomidorowym i migdałowym "parmezanem":
Spaghetti
2 cukinie
2 pomidory
3 suszone pomidory
sól, pieprz, czosnek, przyprawa do dań włoskich, natka
Migdałowy parmezan:
2 łyżki migdałów (w całości obrane lub płatki)
1 łyżka płatków drożdżowych
sól (do smaku)

Po lewej: parmezan, po prawej:sos
Cukinie obieramy i traktujemy spiralizerem (mniejsze oczka), wrzucamy na sitko i solimy. Przygotowujemy parmezan: wszystkie składniki wrzucamy do blendera (ja mam taki z pojemnikiem a'la szatkownica) lub młynka do kawy i mielimy - fajnie jak zostaną nam kawałki migdałów, a nie zrobi się pył (uważamy żeby nie zaczęło się robić masło migdałowe!). Teraz pora na sos: suszone pomidory zalewamy wodą i moczymy ok.10min, zwykłe pomidory kroimy, solimy zostawiamy na chwilę po czym odciskamy z nich sok (robiłam to normalnie ugniatając pomidory rękami na sitku). Oba rodzaje pomidorów i przyprawy wrzucamy do blendera, miksujemy i przyprawiamy do smaku. Cukinię odciskamy z nadmiaru wody, wrzucamy do miski, polewamy sosem, posypujemy "parmezanem" i dekorujemy natką.
Mój spiralizer - z Almi Decor za 80zł

Słonecznikowy sos czosnkowy:
Po lewej:śmietanka, po prawej: sos czosnkowy
2 łyżki słonecznika
4-6 łyżek wody
duży ząbek czosnku
odrobina soku z cytryny
sól
opcjonalnie posiekany koperek lub szczypiorek

Słonecznika moczymy przez noc (albo zalewamy wrzątkiem i moczymy 2h), odcedzamy, dodajemy resztę składników (czosnek przeciśnięty przez praskę i wody na początek 4 łyżki) i blenderujemy na gładko. W razie potrzeby dodajemy więcej wody lub soku z cytryny i solimy do smaku.

Śmietanka nerkowcowa:
2 łyżki nerkowców
4 łyżki wody
odrobina soku z cytryny
sól, pieprz

Nerkowce moczymy przez noc (albo zalewamy wrzątkiem i moczymy 2h), odcedzamy, dodajemy resztę składników i blenderujemy na gładko. W razie potrzeby dodajemy więcej wody lub soku z cytryny i solimy do smaku.
Spagetti ze wszystkimi dodatkami i sałatką

Tagiatelle z ogórka z kokosowo-nerkowcowym sosem curry:
1 duży ogórek
2 łyżki wiórków kokosowych
1 łyżka nerkowców
5 łyżek wody
1 łyżeczka curry
odrobina soku z cytryny
sól, pieprz

Ogórek lekko obieramy (tzn. niedokładnie ;)) i traktujemy spiralizerem (większe oczka), wrzucamy na sitko i solimy. Wiórki kokosowe mielimy na pył w młynku do kawy, to samo robimy z nerkowcami (uważamy żeby nie zrobić masła! Ma być pył :)) po czym wrzucamy je do miski, dodajemy curry, 5 łyżek wody i solimy do smaku. Odstawiamy na około 15min. Jeśli nasz sos jest grudkowaty możemy go wrzucić do blendera dodając odrobinę wody. Ogórka odciskamy z nadmiaru wody, przekładamy do miski polewamy sosem, dodajemy pieprzu i mieszamy. Można posypać płatkami drożdżowymi i/lub zatharem :)

Udanego i "lekkiego" Sylwestra!! :)

A poniżej zdjęcie z grudniowego Vegan Package Swap- moja cudna paczka z UK, która przez listonosza przeleżała Święta na poczcie :( (na szczęście chyba nic się nie zepsuło - jutro sprawdzam nuggetsy!)

Elvis kocha Ham Style Slices! :)




poniedziałek, 23 grudnia 2013

Gwiezdne ciasto z dyni!

Trochę nietypowe ciasto dyniowe, bo z "gwiezdnym musem" na wierzchu - naprawdę pyszne!
Inspirowałam się tym przepisem Ciasto dyniowe z kremem.


Na początku warto przygotować mus z dyni (ja używałam zwykłej polskiej dyni z żółtym środkiem):
Połowę dyni kroimy na 4 części (moja dynia była spora), owijamy w folię aluminiową (nieobrane ze skóry) i wstawiamy do piekarnika na ok.30-35min (180 stopni) - możemy lekko posmarować je olejem żeby nie przywarły nam do folii. Po tym czasie sprawdzamy czy są miękkie (jeśli nie- wrzucamy je jeszcze do piekarnika na ok.10min), odkładamy do ostygnięcia, następnie ściągamy skórę, blenderujemy na gładką masę i odstawiamy na chwilę. Jeśli po ok. 10-15min na wierzchu zbierze się woda to ją odlewamy. Mamy już bazę zarówno ciasta jak i musu :) (potrzebne nam są 3 szklanki)

Składniki:
Ciasto:
Suche:
2 szkl. mąki pszennej
1/4 szkl. mąki migdałowej (migdały mielimy w młynku do kawy i już :) ale może być też np.orkiszowa lub pełnoziarnista)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 i 1/2 szkl. musu z dyni
Mokre:
1/3 szkl. oleju rzepakowego
2/3 szkl. cukru brązowego
2 łyżeczki aromatu waniliowego (na alkoholu najlepiej)
1-2 łyżki syropu "dyniowego" (ciężko go znaleźć, ale zamiast niego można dać 1/2 łyżeczki kardamonu i 1/2 łyżeczki imbiru albo więcej - do smaku)

Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. W dużej misce mieszamy suche składniki. Mokre składniki blenderujemy do czasu aż połączą się "na gładko", a następnie dolewamy do suchych, dokładnie mieszając. Przelewamy do wysmarowanej tłuszczem tortownicy (ok.26-28cm) i pieczemy 30 min.

"Gwiezdny Mus"
1 i 1/2 szkl. musu z dyni
2 łyżki cukru waniliowego
3-4 łyżki cukru
odrobina cynamonu
3-4 łyżki mleka (sojowe, migdałowe, kokosowe - co kto lubi)
2 łyżki skrobi ziemniaczanej

Mus z dyni wrzucamy do garnka, podgrzewamy dodając oba cukry i cynamon. Skrobię ziemniaczaną mieszamy dokładnie z mlekiem, dolewamy do masy dyniowej, cały czas mieszamy i czekamy aż mus się zagotuje, zgęstnieje i zacznie bulgotać (będzie miał konsystencję bardzo gęstego budyniu).

Na lekko wystudzone ciasto wylewamy mus i dokładnie rozprowadzamy łyżką. Po jakimś czasie mus powinien zastygnąć tworząc błyszczącą ("spężynującą") powłokę. Posypujemy ozdóbkami: w moim przypadku różowy brokat spożywczy i kolorowe gwiazdki, po czym wkładamy na ok. godzinę do lodówki. Smacznego!
 I Wesołych Świąt! ;)


niedziela, 8 grudnia 2013

Gdzie zjeść w Warszawie, czyli na tropie hummusu.

Przepraszam za długą przerwę, ale za dużo różnych rzeczy (zarówno miłych jak i problemów) spadło mi ostanio na głowę. Pewnie powinnam wrzucić jakiś przepis, ale ponieważ w końcu udało mi sie spróbować hummusu od I love hummus to na fali bliskich wspomnień napiszę o nich :)
Jak wiadomo hummus i falafel miłością moją są, a jak dopełnione baba ghanoush (ghanouj) to już niewiele mi do szczęścia potrzeba :) No, może kieliszek wina.
W zeszłą sobotę wybrałam się na Soho Food Market i tam poczynilam zakupy :) (kupiłam też hummus pomidorowy od Green Idea - mieli też pietruszkowy - ale niestety nie warto nawet o nim wspominać).
Za kontuarem urocza ruda Pani (mam sentyment - sama przez 5lat byłam ruda!) była bardzo sympatyczna i otwarta - aż chciało się kupować :) W planach miałam tylko 3 rodzaje hummusu i baba ghanoush, ale po spróbowaniu musiałam wziąć też muhammarę! A zatem do testów!
Zestaw testowy

Hummus syryjski - klasyczny, kremowy: moje serca podbijają hummusy bardzo gładkie, bez wyczuwalnych grudek. Ten był grudkowaty, ale naprawdę delikatny i rozpływający się w ustach.. Smakował mi bardzo, dlatego zjadłam go jako pierwszy :)

Hummus bejrucki- z czosnkiem i pietruszką: naprawdę fajne połączenie chociaż jakoś nigdy nie widziałam pietruszki w parze z hummusem (co innego kolendra). Jest to mój drugi faworyt, bo zajadałam go z przyjemnością :)

Hummus jerozolimski- z pastą paprykową i granatem: pomysł wydawał mi się super, ale to jednak nie moje połączenia. Sądzę jednak, że może trafić w gusta wielu ludzi ;) Mi w nim brakowało hmmm..jakiegoś "pazura" i konkretu (dlatego dodałam odrobinę harrisy co podkręciło jego smak).

Baba ghanoush: jedno z lepszych jakie jadłam, ale oczywiście musiałam ciut dosolić :) Bardzo podobało mi się posypanie go granatem. Bakłażan i granat - para idealna!

Muhammara- pasta z pieczonej papryki i orzechów włoskich: powiem krótko, zakochałam się!! Cudowna, aromatyczna, gęsta, idealnie doprawiona. Odkrycie sezonu, które będę robić w domu :) ideana na kanapki, do bakłażana i innych warzyw!

Podsumowując: jak wiedzą moi znajomi (którzy są wiecznie ciągani ze mną po knajpach serwujących hummus) mam swoich knajpianych faworytów w tej kwestii. Jednak od czasów Hummusu Amamamusi z Krk brakowało mi kupowania hummusu robionego w domu. Próbowałam już kilku propozycji dostępnych w Wwie, jednak żadna nie przypadła mi do gustu. Natomiast I love hummus jest naprawdę dobry i warty kupowania :) Na pewno ktoś kto nie jadł nigdy tego typu jedzenia dzięki nim może je polubić (a może i pokochać ;))! Szczególnie, że jest dużo lepszy od wielu knajpianych wersji, o których opowiadają ludzie, że są "takie dobre". Ja na pewno nie poprzestanę na testach i będę do nich powracać! (chociaż Kraków wciąż pozostaje moim nr 1!)

Zatem ...polecam! Podpisano: Hummusomaniaczka ;)

niedziela, 10 listopada 2013

Ciasta ciecierzycowe, które podbiły Kraków!

Jak zwykle przepraszam za zwłokę w postach, ale niestety trochę się ostatnio podziębiłam, a jednocześnie miałam milion spraw na głowie. Pierwotnie miałam w planach napisanie drugiej części posta "Gdzie zjeść w Krakowie", ale prośby o przepisy na ciasta z ciecierzycy wygrały ;) (do opisu Krakowa na pewno jednak powrócę!)
Tym razem będzie krótko i na temat, zatem.. Przedstawiam "Ciasto orzechowo-waniliowe z czekoladą z ziaren ciecierzycy" oraz "Kawowo-karobowe ciasto z mąki z ciecierzycy"! (na podstawie przepisu z bloga Trzydziestoletnia panna bez dziecka)
                                                          
Ciasto orzechowo-waniliowe
Składniki:
240g ugotowanej ciecierzycy (waga po ugotowaniu) lub z puszki 140ml masła orzechowego (albo można zaszaleć i dać migdałowe) 70ml płynnego słodziszcza- miód, syrop z agawy, syrop klonowy (ja robiłam na miodzie sztucznym ;)) Szczypta sody (niecałe pół łyżeczki) Ziarenka wydłubane z laski wanilii (można dać też ciut aromatu)
Pół szkl (140ml) posiekanej gorzkiej czekolady (kawałki takie jak na wierzchu na zdjęciu ),albo "piegów" do pieczenia

Przygotowanie:
Nagrzewamy piekarnik do 200 stopni. Wszystkie składniki oprócz czekolady blenderujemy na gładką masę. Dodajemy do niej czekoladę/piegi, zostawiając trochę na przystrojenie wierzchu. Przekładamy do wysmarowanej tłuszczem tortownicy-małej (!) (albo małej blaszki), dekorujemy na wierzchu czekoladą, lekko ją wciskając w ciasto i wstawiamy do piekarnika na 20min. Wyciągamy,studzimy, jemy i się zachwycamy! Nie przejmujcie się, że masa będzie dosyć gęsta i może być ciężko ładnie ją ułożyć w formie!


Ciasto kawowo-karobowe:
Składniki:
480ml mąki z ciecierzycy (dostępna np. w Kuchniach Świata - ja za swoją dziękuję Ul! :))
1 łyżeczka sody
1i 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia (ja pod koniec pomyliłam cukier waniliowy z proszkiem więc z 1 łyżeczki zrobiło się 1 i 1/4, ale wyszło to tylko na dobre  ;)
3 łyżki karobu
1-2 łyżeczki cukru waniliowego (proponuję dać jedną, spróbować i w razie czego dać więcej)
360ml wody
120ml płynnego słodziszcza (ja użyłam sztucznego miodu)
160ml oleju rzepakowego
2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej
tabliczka gorzkiej czekolady (100g)                           

Przygotowanie:
Piekarnik nastawiamy na 180 stopni. Kawę rozpuszczamy w wodzie (zimnej), suche składniki mieszamy razem w dużej misce, czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej zostawiając dwa paski. Pozostałe 2 paski siekamy w kawałki (ja z każdej kostki miałam 6 kawałków). Mokre składniki łączymy razem, dodajemy rozpuszczoną czekoladę, dokładnie mieszamy i dodajemy do suchych składników porządnie mieszając. Dodajemy posiekaną czekoladę, wykładamy do natłuszczonej dużej tortownicy i pieczemy 40min. Wyjmujemy delikatnie i pozwalamy mu ostygnąć. Smacznego!

 A tutaj dwa zdjęcia jak wyglądamy przy pieczeniu ;)

Łasuch

Elvis odnajduje się w kuchni

 A następnym razem.... Gwiezdne ciasto dyniowe z kremem Pumknin Spice!



sobota, 2 listopada 2013

Najlepszy hummus na świecie, czyli "wyjazd po hummus do Krakowa"



Jak dziwnie by to nie brzmiało, tak, jeżdżę do Krakowa po hummus. Reszta rozrywki jest tylko dodatkiem :) Co ciekawe Krakowa nie lubiłam od zawsze. Jeździłam czasami ze znajomymi, ale tylko jako towarzystwo. Aż pewnego dnia trafiłam na blogu Mad Tea Party na wpis o hummusie. Jak wiadomo jestem hummusomaniaczką i stwierdziłam, że muszę go spróbować! I po tym jak po raz pierwszy pojechałam po niego w sierpniu 2012 roku tak co co najmniej co 3 miesiące muszę go zjeść :) (na szczęście czasami udaje mi się w międzyczasie skorzystać z życzliwości ludzi: "Dziękuję Mika i Kinga!" i hummus przyjeżdża do mnie). A zatem przedstawiam bohatera mojego posta Hummus Amamamusi!! Tym razem wybrałam się na wycieczkę z P. i tym bardziej nie mogłam się doczekać tego wyjazdu z racji tego, że po raz pierwszy miałam odwiedzić lokal Kasi i Barta (do tej pory hummus odbierało się po prostu u nich w domu)!!

Hummus z Jalapeno
Wrócę jednak do mojego pierwszego spotkania z tymi wspaniałymi ludźmi. Po pierwszy odbiór szłam niepewnie, bo jak to tak w domu i w ogóle.. Jednak ciepło i radość bijąca od Kasi, Barta, ich wspaniałego psa "Racucha" sprawiła, że od razu poczułam się tam jak gość, a nie klient :) Porwałam hummus i pobiegłam na planty - otworzyłam, spróbowałam i... ZAKOCHAŁAM SIĘ! Najlepszy hummus mojego życia. Gładki, puszysty.. A i smaków co nie miara.. Buraczkowy, czosnkowy, marchewkowy, dyniowy (w sezonie), z jalapeno, pomidorowy, chilli, kuminowy.. I wiele innych! Wtedy też wiedziałam, że ten wyjazd będzie inny od poprzednich. Zaczęłam poznawać Kraków, odkryłam cudne miejsca na Kazimierzu i muszę przyznać, że pokochałam to miasto :)
Następne wyprawy były tylko lepsze. Nie zapomnę jak w zimę spędziłam cudowne popołudnie w kuchni Kasi i Barta rozmawiając, próbując nowego smaku hummusu i popijając wino. Urzekła mnie ich pasja, gościnność i serdeczność jaką mi okazali (tak naprawdę obcej osobie).

Bart robi hummus

Podczas ostatniego wyjazdu mogłam w końcu odwiedzić ich Hummusiję. Lokal zaskoczył mnie niewielką przestrzenią, zagospodarowaną tak, że czułam się jakbym siedziała przy stole u znajomych w kuchni. Ruch był ciągły, wszyscy ze sobą wesoło gawędzili (pozdrawiam serdecznie poznaną wtedy przyszłą aktorkę! :)). Oprócz hummusu (genialnego oczywiście) na wielką pochwałę zasługuje wini (z nalewaka!) i przepyszna kawa podana w taki sposób, że aż gryzę palce, że nie zrobiłam zdjęcia (tygielek, dwie filiżanki i to wszystko podane na kamiennej płytce). Hummus można zabrać na wynos jak i zjeść na miejscu (w jadalnej miseczce, na talerzu z dodatkami na chlebie). Ponieważ kiedyś znalazłam dwa przepisy na ciasto z ciecierzycą (jedno z gotowanej ciecierzycy: orzechowo-waniliowe z kawałkami czekolady, drugie z mąki z ciecierzycy: kawowo-karobowe), postanowiłam, że koniecznie muszę je upiec i zawieźć im na spróbowanie! Zaskoczenie i pochwały przeszły moje najśmielsze oczekiwania :) Ciastem byli częstowani klienci (tu zebrałam kolejne pochwały) co sprawiło, że atmosfera stała się jeszcze bardziej domowa. Po tej wizycie nie mogłam doczekać się 3 nowych smaków hummusu: z czosnkiem niedźwiedzim, z pieczonym bakłażanem oraz dynią w przyprawach, które miały ukazać się w niedzielę! (czosnek i dynia - mistrz!)


Hummus buraczkowy (przepraszam za zdjęcie resztek,
ale tak się na niego rzuciłam,że zapomniałam o zdjęciu)

W niedzielę z kolei odbył się festiwal NajedzeniFest!, którego organizatorem jest m.in. Kasia. Fantastyczne przedsięwzięcie, które według mnie klimat ma lepszy niż warszawski UrbanMarket (wybacz Warszawo!). Spotkała mnie tam jeszcze inna miła niespodzianka, ale o tym w następnym poście ;) I uwaga: dzięki pasji, optymizmowi i dobremu słowu Hummusu Amamamusi na następnym NajedzeniFest! pojawiam się z moimi ciastami jako wystawca! To będzie coś!

Podsumuję mój wpis zdaniem, które zawsze piszę Kasi i Bartowi po powrocie do Wwy:
"DZIĘKUJĘ ZA TO, ŻE JESTEŚCIE!"
Kasia na NajedzeniFest!


Hummus podstawowy

Dodatki-po lewej: aromatyczna dynia, po prawej: pieczony bakłażan

Ps. Pobyt w Krk bez zjedzenia hummusu Amamamusi jest wyjazdem niepełnym! (i zapewniam, że wszystko moje opinie są całkowicie moje, bez jakichkolwiek przekupstw i wytycznych - chociaż być przekupywaną hummusem.. To byłaby bajka ;))
Hummus marchewkowy

Hummus z aromatyczną dynią (przedostatni przywieziony do domu :()

Dwa czerwcowe hummusy (cytryna i marchewka) grzeją się na słońcu ;)

Ciasto z gotowanej ciecierzycy

Ciasto z mąki z ciecierzycy






niedziela, 20 października 2013

Leniwe popołudnia, czyli gdzie zjeść na mieście.




Zazwyczaj do knajp wychodzę w niedziele na późne obiadokolacje. Nie zawsze, bo często do wieczora jestem u rodziców pod Wwą, ale jak tylko trafi mi się niedziela w Wwie od razu to wykorzystuję. Tym razem jednak w związku z moimi urodzinami wybrałam się w poniedziałek do niedawno otwartego lokalu Mezze. Niestety okazało się, że po niedzielnej imprezie ani hummusu ani baba ghanoush nie było :( Za to mnie i P. przywitał przemiły Pan wyciągając w naszą stronę rękę z falafelem :) Obiecałam (sobie, P. i Panu), że w tym tygodniu na pewno tam wrócę! I tak też stało się w środę. Na szczęście wszystko było, znowu zostaliśmy powitani falafelem i co bardzo mi się spodobało, nie było problemu żeby "hummus & falafel" zamienić na "pól hummus-pół baba ghanoush" :) P. zamówił "mezze" (fotki brak, ale zestaw był podobny do mojego tyle, że na 1/3 talerza pojawił się labane i nie było falafela). Falafel......Mistrz!!!! Prawie równie dobrego jadłam jedynie w Fenicji na Świętokrzyskiej (o niej też będzie post). Piękny, zielony, aromatyczny, gorący i świeżo zrobiony. Baba ghanoush była dla mnie ciut za mało słona, natomiast hummus za lekko zblenderowany i za mało tahinowy (o hummusie idealnym, dla którego jeżdżę do Krk co 3 mies poczytacie pewnie po nast weekendzie, bo planuję odwiedzenie mojego "hummuguru" Hummus Amamamusi ;)) Jednak po dodaniu cytryny, oliwy i zerwanej, ze stojącej na oknie doniczki, kolendry był już naprawdę dobry (mam skrzywienie smakowe co do hummusu - mam ideał, do którego odnoszę wszystkie inne, ale każdy ma własny ideał :)). P. natomiast bardzo smakował, bo lubi jak hummus nie jest idealnie gładki :) Po posiłku ucięłam sobie pogawędkę z Panem zza lady (i dostałam jeszcze 2 falafle extra!) na temat hummusu (ja wiem, że może nie powinnam, ale czuję się czasami lekkim "hummusospecem"i naprawdę chciałabym żeby hummus był podawany w wersji "idealnej"). Tak jak myślałam hummus jest na razie testowany w różnych wersjach żeby sprawdzić co najbardziej pasuje polskiemu podniebieniu. Dzień wcześniej był podobno bardzo tahinowy (żałuję, że się nie załapałam) - banalne zdanie, ale świetnie świadczy o właścicielu - hummus robiony jest codziennie na świeżo. Co ciekawe w hummusie tym nie znajdziemy czosnku :) Kolejny hit tego miejsca - Pita! Żałuję, że nie zrobiłam fotki, bo była to najlepsza pita mojego życia. Ciepła, puszysta, miękka.. CU-DO! Podobno pieczona jest gdzieś w Pl przez świetnego znawcę tematu i dojeżdza do Mezze autobusem ;) Zestawy podawane są z warzywami w małych miseczkach - dla jak zwykle za mało słone ;) Pomidor, ogórki super. Zamiast brokuła podała bym np. konfiturę z czerwonej cebuli :)
Podsumowując: super miejsce na lunch, cudowny falafel i pita plus prostota i przytulność umeblowania  (i ta kolendra w doniczkach na parapetach <3 ) Naprawdę polecam!

Edit z 20.12.13: Ponownie odwiedziłam Mezze, ponieważ dostałam cynk, że hummus pojawił się w nowej "poprawionej" wersji. Przybyłam, zjadłam i zwyciężyłam! A właściwie wygrał hummus: kremowy, gładki, przyprawiony, pięknie rozsmarowany po talerzu. Ogłaszam, że znalazłam miejsce idealne aby wybrać się na duet "hummus & falafel".
Przy okazji spróbowałam nowości: samosów (bardzo dobre z pysznym sosem) oraz Kibbe - przekąska z kaszy bulgur z nadzieniem ze słodkiej cebulki i pieczarek (ciekawa rzecz!). Polecam tem pyszną herbatę z przyprawami :)

Hummus (nowa wersja) oraz Kibbe w rogu :)

Falafel & hummus (po lewej) & baba ghanoush (po prawej)

Falafel <3


czwartek, 10 października 2013

Brownie razy dwa, czyli spontan dzięki pracy :)

Miałam ostatnio sporo tłumaczeń. Dlatego też aby się odstresować w trakcie pracy -tak ledwo o 2 w nocy (i dla P., który pracował nad swoimi informatycznymi cudami w tym samym pokoju) piekłam brownie. Spontanicznie, wymyślając przepisy na podstawie luźnych inspiracji. Brownie z Oreo, mówiąc potocznie, rozwaliło system - moja uczennica (która dostała kawał na wynos) stwierdziła, że jej koleżanki zakochały się nim i tylko mlaskały mówiąc "mmmm". Drugie brownie - naprawdę "sticky and gooey" z wręcz lekko płynnym wnętrzem podane z sorbetem i listkiem mięty zasmakowało bardzo P. Zatem koniec formalności i zapraszam na przepisy!

Brownie z Oreo (zwarte, ale lekko puszyste):

Składniki
suche:
2 i 1/4 szkl mąki
2 łyżeczko sody
1 łyżeczka soli
1 szkl kakao
9 Oreo pokrojonych w kostkę
mokre:
2 szkl cukru
1/2 szkl posiekanej gorzkiej czekolady
1/2 szkl oleju rzepakowego
1 i 1/2 szkl mleka sojowego (lub innego, ja zaszalałam z orzechowym Alpro Soya)
4 łyżczeki octu jabłkowego (ryżowy też daje rade ;))
1/2 szkl zmiksowanych (na gładko!) bananów (najlepiej przejrzałych, czyli aż czarniawych)

plus 4 oreo pokrojonych w grubą (!) kostkę

Rozgrzewamy piekarnik do 170 stopni. Do mleka dodajemy ocet i odstawiamy. Suche składniki mieszamy razem.Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej po czym wszystkie mokre składniki łączymy (łącznie z mlekiem)  na gładką emulsję (ja lubię użyć blendera ręcznego). Dodajemy mokre składniki do suchych. Przelewamy do formy (ja mam 25/21 cm.) i układamy na cieście kawałki z 3 Oreo lekko je wciskając. Potem do piekarnika na 25 min. Czakamy aż ostygnie i wsuwamy!

Bardzo "sticky and gooey" brownie z lekko płynnym środkiem

Składniki
suche:
1 i 1/8 szkl mąki
1 łyżeczka sody
1/2 łyżeczko soli
1/2 szkl kakao
1/4 szkl posiekanej gorzkiej czekolady
mokre:
1/4 szkl zmiksowanego banana
1/4 szkl oleju rzepakowego
1/2 szkl cukru (radze sypnąć mniej i spróbować po czym ewentualnie dosypac przy mieszaniu)
3/4 szkl mleka sojowego (lub orzechowego ;))
2 łyżeczki octu jabłkowego (albo ryżowego ;))
łyżeczka aromatu waniliowego

Rozgrzewamy piekarnik do 170 stopni. Do mleka dodajemy ocet. Suche składniki łączymy razem. Mokre mieszamy ze sobą widelcem (łącznie z mlekiem). Dodajemy mokre do suchych i dokładnie mieszamy. Przelewamy do formy (ja mam coś a'la pasztetownik 23/10cm) i wstawiamy do piekarnika na 20 min. Można jeść na ciepło np z sorbetem (jest lekko "lejące się") ;) albo poczekać aż ostygnie (wtedy jest bardziej zwarte!) Smacznego!

A na koniec foty pokazujące jak się raduję z zakończenia tłumaczeń :) ( i jak raduje się Elvis ;))



sobota, 5 października 2013

Wpis sponsorowany, czyli życzenia specjalne ;)

Ostatnio odezwała się do mnie koleżanka, której nie widziałam od dawien dawna, a napisała dzięki temu, że zaczęłam prowadzić bloga :) Zostałam spytana czy mogłabym stworzyć coś dobrego na słono - po ustaleniu, w którym mam iść kierunku - zaprosiłam przyjaciela na kolacjo-degustację i zadziałałam! U. ten post jest dla Ciebie! :)

"Placek" ziemniaczano-dyniowy:
Składniki:
niecały kg ziemniaków
250g dyni hokkaido
duża cebula
ząbek czosnku (albo 2 ;))
bazylia
4 łyżki oliwy
łyżeczka mąki pszennej
przyprawy: mieszanka suszonych pomidorów, oliwek, kolendry i wędzona czerwona papryka

 Ziemniaki kroimy w kostkę i gotujemy do miękkości w osolonej wodzie. W tym samym czasie dynię kroimy w kostkę, "obtaczamy w łyżce oliwy, lekko solimy i wstawiamy do nagrzanego do 180stopni piekarnika- co jakiś czas mieszamy i trzymamy dopóki nie zmięknie (ok.20-30min). Na łyżce oliwy szklimy cebulkę, pod koniec dodajemy czosnek. Ziemniaki odlewamy i ugniatamy łyżką, "dziabiąc" je na mniejsze kawałki (fajnie jak masa jest dosyć roztarta, ale wciąć widać w niej kawałki). Dodajemy dynię, cebulkę, 2 łyżki oliwy,bazylię, przyprawy i mąkę. Mocno mieszamy żeby wszystko ładnie się połączyło. Przekładamy do formy na tartę, wygładzamy i lekko smarujemy z wierzchu oliwą. Wstawiamy do piekarnika na ok.15-20 min (tak żeby wierzch był rumiany, ale się nie spalił)

Szpinak z ciecierzycą:
Składniki:
250g szpinaku mrożonego w liściach
2 ząbki czosnku
3 łyżki ciecierzycy
mała cebulka
łyżka oliwy
przyprawa: kurkuma z miętą
sól

Szpinak rozmrażamy w garnku z małą ilością wody. Na  patelni na oliwie szklimy cebulkę, następnie dodajemy czosnek, na koniec ciecierzycę. Gdy ciecierzyca lekko się przyrumieni dodajemy szpinak i przyprawę. Solimy do smaku. Dusimy przez chwilę aż cały powstały płyn odparuje.

Hummus z kukurydzą:
3 łyżki kukurydzy z puszki miksujemy razem z łyżką wody "spod" niej. Dodajemy 5 łyżek ciecierzycy, sok z 1/4 cytryny, dwie łyżeczki tahiny, 2 łyżeczki oliwy,ząbek czosnku i sól. Blenderujemy na gładką masę.

Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nagle nie wpadła na jeszcze jeden genialny pomysł. Jak to kolacja, wino i bez ciasta?! Tu już na życzenie P. powstało ciasto czekoladowe z malinami i chilli!

Składniki:
suche
1,5 szkl mąki
0.5 łyzeczki sody
0.5 łyzeczki proszku do pieczenia
4 łyżki kakao
szczypta soli
0.5 łyżeczki cayenne (można dać mniej, polecam zacząć od 1/4 i spróbować masę :))
mokre
3/4 kubka cukru
szklanka mleka sojowego
2 łyzki octu (ja użyłam ryżowego)
1/3 szklanki oleju rzepakowego
łyżeczka aromatu waniliowego (na alkoholu)
50 tabliczki gorzkiej czekolady
na wierzch: 5 łyżek dzemu malinowego (dobrze wymieszanego)

Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni. Do szklanki mleka dodajemy ocet, odstawiamy na chwilę. Suche składnikiki mieszamy w dużej misce. Czekoladę siekamy i rozpuszczamy w kąpieli wodnej. W mniejszej misce mieszamy składniki mokre (ja używam do tego ręcznego blendera "żyrafy"). Dodajemy składniki mokre do suchych i dokładnie (!) mieszamy. Dużą tortownice smarujemy lekko olejem, wylewamy nasze ciasto. Nakładamy na nie "kleksy" dżemu, po czym rysujemy "ósemki" (patyczkiem lub czubkiem noża) tak aby ładnie go rozprowadzić. Wstawiamy do piekarnika na 40min. Po wyjęciu czekamy aż w miarę ostygnie :)

Łakomstwo wersja hard, czyli wylizywanie dwóch misek na raz ;)
Moje wypieki wyjątkowo go interesują.
Tak, to był dobry wieczór!